poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Rozdział 4

   Kiedy następnego dnia, rano otworzyłem oczy, oślepił mnie blask słońca. Dziwne... Przecież Akira to wampir. Mój Pan leżał obok mnie na łóżku. Nie pamiętam jak i kiedy przyszedł, pewnie wtedy już spałem. Wiem tylko, że gdy był blisko czułem się tak czułem się tak bezpiecznie... Postanowiłem wstać i pójść do łazienki się umyć. Nagle mój Pan złapał mnie za nadgarstek. 
  -A ty gdzie się wybierasz? -zapytał podejrzliwie. 
  -W-właściwie to n-nigdzie -wyjąkałem bo jak zwykle zaatakowany znienacka miałem pustkę w głowie. 
  -Jak nigdzie, to wracamy do łóżka -powiedział przyciągając mnie do siebie gwałtownym ruchem i uśmiechając się drapieżnie. 
  Teraz naprawdę się wystraszyłem. Pan przycisnął mnie do materaca o zawisł nade mną. Nachylił się i wyszeptał delikatnie pieszcząc moją szyję swoimi miękkimi wargami.
  -Nie bój się. Póki ty jesteś grzeczny, ja jestem cierpliwy. Dam ci jeszcze trochę czasu. 
   Niespodziewanie wstał i wziął mnie na ręce. 
  -Hej! Co robisz?! -krzyknąłem i natychmiast ugryzłem się w język przypominając sobie o jednej "ważnej zasadzie"
   Jednak zanim zdążyłem otworzyć usta i wykrztusić "Panie", aby choć trochę poprawić swoją sytuację, On uciszył mnie ruchem dłoni i powiedział:
  -Tylko się nie wyrywaj malutki, bo nie ręczę za siebie. 
  Powiem szczerze, że zupełnie mnie zatkało. Spodziewałem się furii, a tu, proszę, taki opanowany. Po paru minutach zeszliśmy do ogromnej jadalni. Patrzyłem na to wszystko szeroko otwartymi oczami
  Jak wszystkie inne pomieszczenia w rezydencji, jadalnia była urządzona przez kogoś, kto na pewno miał gust i... Kasę. Dopiero kiedy spojrzałem na stół, uświadomiłem sobie, że od kiedy tu trafiłem nic nie jadłem.  Cieszę zmąciło głośne burczenie mojego brzucha. Akira uśmiechnął się pod nosem, poszedł do stołu, usiadł i posadził mnie na swoich kolanach. Zdecydowanie mi się to nie podobało, ale byłem zbyt przestraszony, żeby zaprotestować. 
  - Od dzisiaj właśnie tak będziesz jadał - powiedział swoim głębokim głosem. 
  Moja twarz przybrała barwę dojrzałego pomidora. -Słodki jesteś, wiesz?-zapytał łagodnie. Przełknąłem głośno ślinę. Akira zachichotał.
   -No, już, jedz - rzekł nakładając mi na talerz różnych potraw. 
  Potem przystąpił do karmienia. Byłem przerażony, więc kiedy tylko widelec z jedzeniem utrzymany przez Pana zbliżał się do mojej twarzy posłusznie otwierałem usta. Na smak nie miałem prawa narzekać ponieważ wszystko było pyszne! I nagle stało się coś, czego absolutnie się nie spodziewałem... 
  -Masz jakąś rodzinę, tam, na zewnątrz, prawda?
  To zabolało sto razy bardziej niż uderzenie w twarz. Spuściłem oczy na ziemię. Buty nagle stały się interesujące. 
  -Tak - wykrztusiłem po długotrwałej ciszy. -Mam mamę... 
  -A tata?- spytał wampir. 
  -Zostawił nas kiedy byłem mały. 
  -Masz jakieś rodzeństwo? - wypytywał spokojnym, łagodnym głosem. 
  -Mam młodszą siostrę. Ma dziesięć lat - teraz głos mi się załamał. 
  -Tęsknisz za nią?- spytał cicho. 
  Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. Oczywiście strasznie tęskniłem za Miyuki. Często słyszałem, że jest do mnie podobna i to była prawda, tylko ona miała włosy po mamie, brązowe. Zawsze taka radosna, słodka i dobra. Strasznie tęskniłem, ale bałem się, że wampir zdenerwuje się, jeśli powiem "tak". Jednak czułem też, że nie wolno mi powiedzieć "nie". Nie mogłem się tak po prostu oszukiwać i wyrzekać uczuć. Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Wiele niechcianych łez. Akira przygarnął mnie do swojego ciepłego torsu. 
  -Już... Już... Ciii... Ja wiem, że ci ciężko, ale nie wypuszczę cię, bo jesteś mój. 
  W ramionach mojego Pana czułem się bezpieczny i kochany.
  Wtuliłem się w niego mocząc łzami jego koszulę. I tak zasnąłem w Jego ramionach. 

                                                           ...

  W końcu leniwie otworzyłem oczy. Siedziałem na ławce przed moją szkołą. Słońce grzało mocno, więc nic dziwnego, że chyba na chwilę przysnąłem. Ze szkoły wyszedł Yuki. Jak zwykle roześmiany i pogodny. Poszedł, klapnął sobie obok mnie na ławce i westchnął. 
  -Ładny dzisiaj dzień. - powiedział i znów się uśmiechnął, jak to on. 
  Nagle zaczęły się dziać jakiś dziwne rzeczy. Yuki odwrócił się powoli w moja stronę i szeroko otworzył oczy, z których wylewała się krew. Ściekała mu z twarzy na ubrania barwiąc na czerwono jego jeansy. Zerwałem się na równe nogi i... W tym momencie zlany potem zerwałem się z łóżka. Poczułem mocno obejmujące mnie ramiona i ciepły tors mojego Pana. 
  -Ciii... To był tylko sen. Już dobrze. Strasznie się rzucałeś i coś mamrotałeś. Wyglądało to na jakiś zły sen, więc cię obudziłem. Powiesz mi co ci się śniło? 
 Jakoś nie chciało mi się wierzyć, że ten wampir nie zajrzał sobie bez pozwolenia do mojego umysłu, ale czy można trzeźwo myśleć zatapiając się w hipnotyzującym spojrzeniu tych zielonych oczu? Nie, to nie jest możliwe. 
  -Niem - wypaliłem, co tak mnie zdziwiło, że aż uniosłem brwi. 
  -Ehh... Widzę, że ciężko będzie nauczyć cię posłuszeństwa. 
  Serce podeszło mi do gardła, więc głośno przełknąłem ślinę w obawie, że je wypluję. Skuliłem się na łóżku i z całych sił zacisnąłem powieki. Teraz już zdany byłem tylko na łaskę, lub raczej na niełaskę mojego Pana.
   I mogłem tylko trzęsąc się ze strachu czekać na najgorsze.

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 3

Już chyba od dwóch godzin błąkałem się po korytarzach ogromnej rezydencji i chociażbym chciał wrócić, nie wiedziałem którędy. Zgubiłem się. Kiedy tak szukałem drogi powrotnej, natrafiłem na duże drewniane drzwi, które, powiem szczerze, niezmiernie mnie zainteresowały. Pchnąłem je lekko. Za nimi znajdował się jakiś gabinet, biurko i duuużo książek, a za biurkiem siedział... Ten facet! Najwyraźniej cały ten pałac był jego domem! ON wstał, spojrzał na mnie i uśmiechnął się leniwie. Ten uśmiech absolutnie mi się nie podobał, nie wróżył nic dobrego. Hmmm... To pewnie przez te kły... Właśnie! Co? Jak to? Dlaczego on miał kły? Zaczął się do mnie zbliżać. Chciałem wycofać się i uciec, ale strach mnie sparaliżował. Miałem pustkę w głowie. 
-Witaj, malutki -powiedział tonem, od którego nogi się pode mną ugięły. 
Gdy próbowałem się cofnąć potknąłem się, On znalazł się przy mnie kocim ruchem i zanim zorientowałem się co się dzieje wylądowałem w Jego ramionach. 
-Dlaczego się tak trzęsiesz? Nie zrobię ci krzywdy, kochanie -wyszeptał wprost do mojego ucha. -Nazywam się Akira, ale ty będziesz do mnie mówił "Panie".
 Mówił to tak spokojnie i monotonnie jakby właśnie informował mnie, że idzie po bułki do sklepu. Odruchowo, jak zawsze w trudnej chwili pomyślałem o Yukim, który zawsze wiedział co zrobić. 
-Kotek, nie myśl o nim -odpowiedział, najwyraźniej WAMPIR, który widocznie był w stanie odczytać moje myśli. Już nic mnie nie zdziwi.. 
- Jego już nie ma, nie żyje. 
-Co ty mówisz?!-wrzasnąłem i jestem pewien, że moje serce stanęło na moment. 
-Denerwował mnie, więc się go pozbyłem-mówił powoli. 
-Ale... to był tylko przyjaciel.. 
-Przyjaciel?! Kotku, jeśli każdy twój "przyjaciel" żywi do ciebie takie uczucia jak Yuki to chyba będę zmuszony wysadzić w powietrze całą twoją szkołę!
 -C-co masz na myśli?-wyjąkałem przerażony nagłym wybuchem mojego "Pana" i cofnąłem się o krok.
   -Och, nie zauważyłeś może, że Yuki kochał cię na zabój? Ale to już przeszłość, teraz jesteś tylko mój... -Zostaw mnie!-krzyknąłem gdy wampir złapał mnie za nadgarstki. 
-Ojojoj, kiciuś, nie takim tonem, a poza tym... chyba zapomniałeś o czymś -wymruczał niezadowolony. -Prze-przepraszam-jąkałem się kiedy mocniej ścisnął moje ręce. 
-Panie!-powiedział stanowczo. -Za. Każdym. Razem. Kiedy. Się. Do. Mnie. Zwracasz. Masz. Mówić. "Panie". -dokończył akcentując każde słowo. 
 Pisnąłem z bólu a po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy. Miałem ochotę krzyczeć i błagać, żeby mnie wypuścił, ale strach mnie sparaliżował. Teraz już tylko cicho łkałem. Pan rozluźnił uścisk, jego twarz złagodniała. przytulił mnie delikatnie do swojego torsu, po czym wziął mnie na ręce i zaczął nieść, cały czas szepcząc mi do ucha kojące słowa. Wtuliłem się mocno w jego ramię. Teraz potrzebowałem tylko ciepła drugiej osoby. Chciałem, żeby ktoś mocno mnie przytulił. Nie ważne kto, mógł to być nawet On. Gładził moje plecy delikatnie. Uspokoiłem się trochę. Już po chwili dotarliśmy do mojej sypialni, gdzie Pan ostrożnie ułożył mnie na łóżku i przykrył kołdrą. Odgarniając mi włosy z czoła rzekł:
-Już dobrze. Grzeczny chłopiec. Jeżeli będziesz się mnie słuchał to nie będę się denerwował.
 Mówił spokojnie jakby tłumaczył coś małemu dziecku. Wampir powiedział jeszcze tylko, że wróci wieczorem, pogładził mnie troskliwie po policzku i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.

Rozdział 2

-Że co, proszę? -wykrzyknąłem i cofnąłem się parę kroków w tył. 
Pech chciał, że akurat potknąłem się o krawężnik i gdyby nie to, że nieznajomy złapał mnie w ostatniej chwili, pewnie leżałbym już pod kołami jakiegoś samochodu. 
-Dzięki -wymamrotałem niepewnie. 
-Nie ma za co, mój skarbie, od dzisiaj jesteś tylko mój, więc będę cię chronić.
 Ta pewność siebie zirytowała mnie jeszcze bardziej...Tak! Ja znam tego gościa! Był wczoraj na imprezie i cały czas się na mnie gapił... Co to za typ? Moje błękitne oczy zaszkliły się od łez. To chyba że strachu... A co jeśli on to wszystko tak na poważnie? W dalszym ciągu mnie trzymał, chciałem się wyrwać, ale on był wyższy i silniejszy. 
-Spokojnie, skarbie, nie zrobię ci krzywdy. Nie wyrywaj się tak!-mówił.
 Po chwili podjechała do nas czarna limuzyna, a mi zrobiło się ciemno przed oczami i w zasadzie ostatnie co pamiętam, to jak facet w garniturze złapał mnie na sekundę przed upadkiem...
 Kiedy się ocknąłem było mi tak jakoś ciepło i wygodnie. Nic dziwnego, w końcu leżałem na dużym dwuosobowym łóżku. Tylko czyje to było łóżko?! Otworzyłem oczy i zamarłem. Miejsce, w którym się znalazłem można było nazwać jedynie pałacem. Pokój utrzymany był w ciepłych barwach i był urządzony tak... Stylowo.. Czułem się tam nieswojo, nie przywykłem do takiego luksusu. Na szafce obok mojego łóżka spostrzegłem liścik. 
 "Nie włócz się po rezydencji, wpadnę wieczorem, kotku." 
To była sytuacja kryzysowa. Ale w zasadzie... Gdybym tylko znalazł jakiś wyjście z tego budynku... No ale patrząc na to jaka była wielkość samego pokoju, w którym się znalazłem, raczej będzie ciężko. Chyba  łatwo sobie wyobrazić, że już po kilkunastu minutach zacząłem się nudzić. Tak sobie pomyślałem, że w zasadzie to czemu mam tu siedzieć? Więc wyszedłem na spacer. Tylko nie wiedziałem wtedy jeszcze, że to wcale nie był taki dobry pomysł...

środa, 2 kwietnia 2014

Rozdział 1


  Obudziłem się z mocnym bólem głowy. Powoli dochodziły do mnie wspomnienia z poprzedniego dnia. No tak. Impreza, znajomi i... Alkohol. Dużo alkoholu. Taa... Było zajebiście a teraz jest kac. Trudno się mówi. Powoli, pomimo zawrotów głowy podniosłem się z łóżka.
  -Shiro! - zawołała moja matka. -Śniadanie!
  Zszedłem do kuchni. Kiedy zobaczyła mnie w takim stanie upuściła trzymaną w dłoniach miskę.
  -Boże! Dziecko, jak ty wyglądasz? Co to się tam działo na tej imprezie? -dopytywała się.
 Spuściłem głowę i usiadłem przy stole bez słowa. Trzeba się było pośpieszyć, zjadłem śniadanie, ubrałem się i jak co dzień wyszedłem do szkoły. Dzień jak zwykle, tyle, że wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z tego jak się on zakończy. Szedłem do szkoły usiłując sobie przypomnieć co się działo wczoraj.
  -Shiro! Shiro... -wyrwał mnie z zamyślenia mój przyjaciel Yuki. -Shiro, posłuchaj -mówił zasapany po długim biegu. -Przed wejściem do szkoły stoi jakiś facet w garniturze i twierdzi, że czeka na ciebie. On wygląda jak... Milioner chyba.
  Doszliśmy do naszej szkoły. Yuki nie kłamał. Przed drzwiami stał rzeczywiście jakiś facet ubrany jak biznesmen. Wyglądał na jakieś 27 lat i najwyraźniej był kimś "ważnym", a ja miałem dopiero 16 lat i byłem nikim... Czego on mógł ode mnie chcieć? A w ogóle to... Zaraz! Ja skądś znam tą twarz! Jasna cera, ciemne włosy opadające na kark, błyszczące zielone oczy i ten uwodzicielski uśmiech... Ach... Jaki przystojny... Nie! O czym ja myślę? Obaj jesteśmy facetami. Kiedy tak rozmyślałem, nieznajomy podszedł do mnie i odgarniając mi moje blond włosy z czoła rzekł uwodzicielskim tonem
  -I w końcu cię mam, mój skarbie...