piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 2

-Że co, proszę? -wykrzyknąłem i cofnąłem się parę kroków w tył. 
Pech chciał, że akurat potknąłem się o krawężnik i gdyby nie to, że nieznajomy złapał mnie w ostatniej chwili, pewnie leżałbym już pod kołami jakiegoś samochodu. 
-Dzięki -wymamrotałem niepewnie. 
-Nie ma za co, mój skarbie, od dzisiaj jesteś tylko mój, więc będę cię chronić.
 Ta pewność siebie zirytowała mnie jeszcze bardziej...Tak! Ja znam tego gościa! Był wczoraj na imprezie i cały czas się na mnie gapił... Co to za typ? Moje błękitne oczy zaszkliły się od łez. To chyba że strachu... A co jeśli on to wszystko tak na poważnie? W dalszym ciągu mnie trzymał, chciałem się wyrwać, ale on był wyższy i silniejszy. 
-Spokojnie, skarbie, nie zrobię ci krzywdy. Nie wyrywaj się tak!-mówił.
 Po chwili podjechała do nas czarna limuzyna, a mi zrobiło się ciemno przed oczami i w zasadzie ostatnie co pamiętam, to jak facet w garniturze złapał mnie na sekundę przed upadkiem...
 Kiedy się ocknąłem było mi tak jakoś ciepło i wygodnie. Nic dziwnego, w końcu leżałem na dużym dwuosobowym łóżku. Tylko czyje to było łóżko?! Otworzyłem oczy i zamarłem. Miejsce, w którym się znalazłem można było nazwać jedynie pałacem. Pokój utrzymany był w ciepłych barwach i był urządzony tak... Stylowo.. Czułem się tam nieswojo, nie przywykłem do takiego luksusu. Na szafce obok mojego łóżka spostrzegłem liścik. 
 "Nie włócz się po rezydencji, wpadnę wieczorem, kotku." 
To była sytuacja kryzysowa. Ale w zasadzie... Gdybym tylko znalazł jakiś wyjście z tego budynku... No ale patrząc na to jaka była wielkość samego pokoju, w którym się znalazłem, raczej będzie ciężko. Chyba  łatwo sobie wyobrazić, że już po kilkunastu minutach zacząłem się nudzić. Tak sobie pomyślałem, że w zasadzie to czemu mam tu siedzieć? Więc wyszedłem na spacer. Tylko nie wiedziałem wtedy jeszcze, że to wcale nie był taki dobry pomysł...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz